Funkcjonariusze ze stolicy Śląska patrolowali rejon podwrocławskich miejscowości i w jednej z nich przeprowadzali kontrolę drogową pojazdu. Po jej zakończeniu wsiedli do radiowozu i ruszyli w dalszy patrol przydzielonego im rejonu służbowego. Jednak ku wielkiemu zdziwieniu mundurowych, gdy jeden z nich spojrzał w lusterko wsteczne, zauważył kota i usłyszał charakterystyczne miauczenie.
Pomimo tego, że policjanci ci wiele widzieli podczas swojej ponad 10-letniej służby, to jednak czarnego kota siedzącego w radiowozie nigdy by się nie spodziewali. Funkcjonariusze wiedzieli, że jedynym momentem, kiedy kot mógł dostać się na pokład ich pojazdu była kontrola drogowa, którą przeprowadzali kilka minut wcześniej.
Policjanci zawrócili i skierowali się do miejsca, gdzie miała miejsce interwencja. Tam już czekał na nich właściciel kota, który poinformował policjantów, że to nie pierwsza tego typu podróż jego pupila. Okazało się, że zaledwie kilka dni wcześniej kocur na gapę dojechał aż do centrum Wrocławia.
Jak wyjaśnił właściciel kota, miauczący czworonóg upodobał sobie podróże samochodami i wykorzystuje moment, kiedy drzwi od pojazdu są choćby na moment otwarte, by następnie niezauważonym wskoczyć do wnętrza. Tym razem skorzystał z niesamowitej okazji i przejechał się nieoznakowanym radiowozem wrocławskiej Policji.
Kocur wrócił do swojego opiekuna, a policjanci do dalszych działań. Mundurowi nie ukrywali, że tę historię będą wspominać, jako jedno z bardziej zaskakujących zdarzeń, które przeżyli podczas pełnionej służby.